Urlopowe batalie z kilogramami

Nigdy nie wierzyłem, że lustro należy do sprzętów, które bez widocznych objawów uszkodzenia mogą nie działać prawidłowo. A jednak. Z moim sypialnianym zwierciadłem ewidentnie coś było nie tak. Niby wszystko robię, jak trzeba, czyli stoję naprzeciw i patrzę się na odbicie, ale działanie srebrzystej tafli bezsprzecznie zostało rozstrojone, przez nieznane mi czynniki zewnętrzne.

Być może jakieś tajemnicze naprężenia zniekształcały obraz? Fakt nigdy nie przypominałem Adonisa, nawet przy dużym zaangażowaniu wyobraźni, ale informacje, jakie docierały do mnie z naprzeciwka, druzgotały wizję samego siebie, jaką od dawna nosiłem w wyobraźni.

Naprężenia owszem miały wpływ na mało zadowalający widok, jednak z pewnością nie pływały na lustro, raczej na moją sylwetkę, tu i ówdzie wypychając, to co wypchane być nie powinno.

Na szczęście idzie lato. Okres pięknej pogody, zsyłającej na nas wraz ze słońcem, chęć do działania i zmian. Ruch na świeżym powietrzu, pływanie, uprawianie sportu! Z pewnością uda się naprawić wszelkie, nazwijmy to cielesne naddatki i bonusy gromadzone w postaci fałdek i uwypukleń.

Nawet jeżeli nie zdążę przed urlopem, co prawdopodobne, to na urlopie z pewnością rozpocznę drogę ku lepszemu jutru.
Pierwszy dzień urlopu. Rozpocząłem drogę, kierując się w stronę wypożyczalni rowerów. Kolejka. Nic, poczekam, w końcu rower nie zając. Aby umilić sobie płynący w słońcu czas, rozejrzałem się z zaciekawieniem po promenadzie. Wzrok, idąc za zmysłem powonienia, przeskoczył leniwie po kilku budkach oferujących lokalne przysmaki. Hamburgery, szaszłyki, udka kurczaka. Kusiły też różne rodzaje ryb. Nie tylko mnie, o czym świadczył nie mniejszy ogonek niż ten do wypożyczenia rowerów, ustawiony przed pobliskimi garkuchniami.

Gorąco, poczułem pot spływający pod koszulą. Alarm, że ciało zaczyna się niebezpiecznie odwadniać. Czas coś z tym zrobić. Na szczęście jedna z pobliskich kolejek zakończona była uśmiechniętą panią, która sprawnie wypełniała kolejne plastykowe kubeczki złocistym płynem. Czemu nie – pomyślałem – interpretując brak silnej woli jako zwyczajny instynkt walki.....z odwodnieniem organizmu, o którym tak dużo mówiono w radiu i telewizji.

Dotarłem do początku kolejki, zamówiłem jeden gazowany chmielowy napój. Gdy szklaneczka w dłoni młodej barmanki zaczęła się wypełniać, z moimi plecami zaczęła rosnąć kolejka. Wraz z nią pojawiły się obawy. Co, jeżeli odwodnienie postępuje szybciej, niż myślę? Co, jeżeli jedno piwo nie wystarczy, by odpowiednio słodzić wyczerpany słońcem organizm? Co, jeżeli kolejka jeszcze bardziej się wydłuży i będę musiał stanąć na jej końcu jeszcze raz. O nie! Przewidując możliwe komplikacje i utrudnienia, poprosiłem o dwa kolejne złociste napoje i jedną porcję rybki. W końcu śniadanie było już chwilę temu, a nie chcę opaść z sił podczas wyczerpującej rowerowej eskapady, która mnie czeka w najbliższej przyszłości.

Po kilku godzinach obserwowania kolejki po rowery, z wygodnego siedzonka w cieniu parasola, moje ciało było już wystarczająco nawodnione i schłodzone. Energii w sobie również zgromadziłem pod dostatkiem, utwierdzając się jednocześnie w przekonaniu, że co najmniej kilka gatunków podawanych ryb jest wartych spróbowania. Im dłużej czekałem na rower, tym mniej dotkliwe wydawały się wspomnienia sprzed lustra. Tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie jest tak źle. W końcu są wakacje, upragniony urlop, a mnie też należy się coś od życia. W końcu, jeżeli nie rower latem nad morzem, to może narty zimą w górach. Tak czy inaczej, zrzucenie zbędnych kilogramów to tylko kwestia czasu...lub po prostu kwestia odkładana w czasie.

Dodano: 2014-06-10 11:05:12

Komentarze (0)
Dodaj komentarz